StoryEditor
Wywiady
07.05.2025 10:30

Dr. Susanne von Schmiedeberg: Nauka i intuicja kluczem do sukcesu marki

Dla mnie piękno to kwestia nastawienia - mówi Dr. Susanne von Schmiedeberg / mat.prasowe

Dr. Susanne von Schmiedeberg to jedna z wyjątkowych kobiet, stojących za markami kosmetycznymi. Jej historia dowodzi, że nauka i intuicja niespodziewanie mogą iść w parze, będąc kluczem do sukcesu na skalę międzynarodową.

Jedno zdanie, które najlepiej oddaje filozofię Pani marki?

Dr. Susanne von Schmiedeberg to innowacyjna marka ekspercka, która wykorzystuje moją wiedzę o składnikach i doświadczenie jako dermatologa. Jej celem jest dostarczenie klientom wiedzy na temat tego, jak uzyskać elastyczną, promienną i młodzieńczą skórę oraz zdrowsze życie.

Z sukcesem udało się Pani rozwinąć swoją własną markę beauty. Co było motywacją do jej stworzenia?

Moją absolutną motywacją było i jest: dożyć 120 lat w zdrowiu i pięknie. Zaczęłam o tym myśleć już jako studentka medycyny. Przede wszystkim zadałam sobie pytanie: Czy w ogóle możliwe jest, aby pozostać zdrowym i pięknym przez tak długi czas? Co musisz zrobić, aby to osiągnąć, a raczej czego nie powinieneś robić?

Szybko stało się jasne, że nadmiar cukru w naszej codziennej diecie to kluczowy czynnik, który nie tylko skraca nasze życie, ale także znacząco wpływa na jakość naszego zdrowia w czasie, który spędzamy na tej planecie. Następnie zadałam sobie pytanie: Co konkretnie cukier robi ze skórą? Było bardzo mało badań naukowych na ten temat. Ale nie poddałam się. Podsumowując, cukier jest jedną z głównych przyczyn starzenia się skóry, obok światła UV! Choć wszyscy wiemy, że cukier jest niezdrowy, jego ilość w naszej diecie jest dziś większa niż kiedykolwiek wcześniej. Cukier jest bardzo reaktywną substancją, która natychmiast wiąże się z włóknami kolagenowymi naszej skóry, niszcząc je trwale i nieodwracalnie. Wtedy właśnie pojawiła się moja motywacja: nie chciałam tego ani dla moich pacjentów, ani dla siebie! Dlatego opracowałam składnik aktywny – L-karnozynę – która znalazła się w mojej gamie produktów do pielęgnacji skóry.

L-karnozyna może zapobiegać sacharyfikacji (scukrzaniu) włókien kolagenowych, a tym samym spowalniać proces starzenia się naszej skóry. Zostało to udowodnione w badaniach. L-karnozyna może skutecznie oddziaływać na skórę, gdyż specjalna kapsułka liposomowa dostarcza składnik aktywny tam, gdzie jest on potrzebny.

Jest to jedyna linia kosmetyków do pielęgnacji skóry na rynku, która zawiera tę unikalną koncepcję składników aktywnych. Odniosła wielki sukces, ponieważ użytkownicy moich produktów wyraźnie dostrzegają ich działanie, a jednocześnie przekonują się, jak łatwo można zadbać o zdrowie ciała i umysłu. Mniej cukru może zapewnić o wiele zdrowsze życie i znacznie piękniejszą skórę. Zdrowie i piękno mogą być takie proste. To przesłanie jest moją motywacją.

Co pozwoliło Pani dotrzeć do miejsca, w którym Pani jest dzisiaj? Jaką drogę zawodową Pani przeszła?

Myślę, że to, kim dzisiaj jestem i gdzie jestem, to wypadkowa wielu rzeczy. Oprócz tego, że bardzo chciałam zostać lekarzem, nie planowałam niczego w życiu. Wszystko po prostu jakoś się ułożyło, jak elementy układanki, które pasują do siebie. Jestem bardzo szczęśliwa, że zostałam lekarzem. Bardzo kocham swoją pracę dermatologa i nie wyobrażam sobie lepszej drogi zawodowej. Każdego dnia czuję się jak dziecko, kiedy idę do mojego gabinetu – sprawia mi to ogromną radość.

Wtedy nigdy bym nie pomyślała, że będę miała troje dzieci. A teraz mogę śmiało powiedzieć, że to najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłam. Jestem ogromnie wdzięczna za tę trójkę. Są po prostu niesamowici. A do tego wszystkiego jeszcze dwa biznesy! Nigdy nie sądziłam, że będę założycielką własnej marki produktów do pielęgnacji skóry obok prowadzonej praktyki dermatologicznej. To wspaniałe połączenie – móc wykorzystać całą swoją wiedzę jako dermatolog w każdym produkcie autorskiej marki. Prawdziwe spełnienie marzeń!

Oczywiście nie zapominając o moim mężu! Od 27 lat tworzymy tę całą wyjątkową historię razem – to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć. Wszystkie pozytywne doświadczenia z różnych dziedzin życia, a szczególnie lekcje, które wyniosłam z błędów popełnionych jako matka, bizneswoman, lekarka i żona, ukształtowały mnie na osobę, którą jestem dzisiaj. Jestem z tego dumna!

Jakie były największe trudności, wyzwania, jakie napotkała Pani na swojej drodze zawodowej/w procesie tworzenia i prowadzenia marki własnej?

Mogę odpowiedzieć na to pytanie bardzo krótko: pokochałam każdy błąd, który do tej pory popełniłam! Bo to właśnie dzięki nim nauczyłam się najwięcej. Zazwyczaj nie popełniamy tego samego błędu dwa razy — każdy z nich zostawia ślad, który nas kształtuje i sprawia, że stajemy się lepsi. Błędy są trudne, czasem bolesne, ale to one pokazują nam, gdzie jeszcze możemy się rozwijać.

Oczywiście – byłoby pięknie, gdyby na tym się kończyło. Ale życie nieustannie rzuca nam pod nogi nowe przeszkody. Zawsze znajdzie się nowy błąd do popełnienia, nowa trudność, która pojawia się znienacka. I tak, czasem naprawdę mam tego dość. Czasem tracę wiarę, czuję się przytłoczona, daleka od jakiegokolwiek „ideału”. A mimo to – kocham ten proces. Kocham tę drogę. To właśnie nieustanne wyzwania są moim napędem. One sprawiają, że wciąż idę dalej. Bo bez nich nie ma rozwoju – ani osobistego, ani zawodowego, ani tego związanego z budowaniem własnej marki.

Jaki był Pani przełomowy moment w biznesie?

Moja przeprowadzka do Szwajcarii! Prawie 8 lat temu, po 17 latach w Niemczech, gdzie prowadziłam dużą i rozpoznawalną praktykę, poczułam, że nadszedł czas na zmianę. Jako rodzina i jako przedsiębiorcy chcieliśmy spróbować czegoś nowego, raz jeszcze rzucić sobie wyzwanie i otworzyć nowy rozdział w naszym życiu.

W tamtym czasie czułam się bardzo niepewnie, bo do tej pory moje życie było przecież absolutnie wspaniałe – miałam wszystko, czego potrzeba, by być szczęśliwą. Czułam się, jakbym była otulona ciepłym, przytulnym kocem. Czułam się bezpiecznie. A mimo to zdecydowaliśmy się na ten krok. I będę szczera: było naprawdę ciężko! Nagle zniknęła strefa komfortu. Nie było już blisko rodziny, mamy, która mogłaby pomóc przy dzieciach. Nie było przyjaciół, z którymi można się spotkać spontanicznie. Wszystko, co było znane i bezpieczne, zniknęło – a to, co nowe, wydawało się obce, dziwne i zupełnie nieoswojone.

Zobacz też: Dr Irena Eris: Bądź cierpliwa i nie bój się ryzykować

Rozpoczęcie nowej praktyki od zera, a potem stworzenie własnej marki kosmetycznej – wszystko to wiązało się z ogromnymi wyzwaniami, z którymi nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Do tego dochodziło wprowadzenie dwójki moich najmłodszych dzieci w zupełnie nowe środowisko, szukanie domu, budowanie nowych relacji, próba odnalezienia codziennego szczęścia w zupełnie innym świecie. To było prawdziwe wyzwanie – emocjonalne, osobiste, zawodowe. Ale jednocześnie coś, co dało mi siłę i nową perspektywę.

Na początku często budziłam się w nowym domu i wtedy przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem – to było przerażające. Każdy element mojego życia był inny niż ten, do którego byłam przyzwyczajona. I właśnie w tym najtrudniejszym momencie, kiedy naprawdę zaczęłam się zastanawiać, czy to była zła decyzja – nastąpił przełom.

To poczucie niepewności obudziło we mnie niespodziewaną energię. Być może właśnie po to, by stworzyć nową stabilność i zbudować poczucie tożsamości na nowo. Ten impuls dał mi ogromnego kopa – zarówno w życiu rodzinnym, jak i zawodowym. Z całych sił chciałam iść naprzód, nie oglądać się za siebie. Zaczęłam wszystko odkrywać na nowo. Rozpoczęłam zupełnie nową przygodę, zyskałam świeżą perspektywę na wiele spraw, nowe codzienne rytuały, inne smaki, inną mentalność, piękne otoczenie i – co najcenniejsze – kilku wspaniałych, nowych przyjaciół.

Co poradziłaby Pani sobie samej sprzed lat?

Bądź bardziej wyluzowana, zatrzymaj się, rozejrzyj się, obserwuj. Ale i tak muszę dziś dać sobie tę radę! Jestem absolutnie niecierpliwa, wolę, żeby wszystko działo się natychmiast. Mój najstarszy syn ostatnio polecił mi książkę... o stoicyzmie! Cóż, chyba nie muszę nic więcej dodawać. Spróbuję...

Jak ładuje pani swoje życiowe i zawodowe baterie?

Mam trójkę dzieci, własną klinikę dermatologiczną i swoją markę kosmetyków! Zawsze muszę pamiętać o tym, by naładować akumulatory. Kreatywność to moje szczególne źródło energii. Problem pojawia się jednak, gdy jestem bardzo zestresowana – wtedy moja kreatywność znika. I to właśnie motywuje mnie do działania, bo wiem, że muszę odnaleźć balans, by znowu poczuć tę twórczą moc.

Godzinami, a nawet dniami krążę wokół sztalugi z płótnem, aż w mojej głowie coś się otwiera i w końcu zaczynam tworzyć. Kiedy zaczynam malować, wiem, że zaczyna się proces ładowania moich baterii. Malowanie to moje ukojenie. Wszystkie dzieła sztuki w moim domu i klinice są mojego autorstwa. Czasami jednak moja rodzina próbuje mnie powstrzymać przed malowaniem kolejnych obrazów, ponieważ zaczyna już powoli brakować miejsca na ścianach.

Inną opcją na naładowanie baterii są ćwiczenia, staram się chodzić na siłownię trzy do czterech razy w tygodniu. Sport jest dla mnie jak rutyna pielęgnacyjna, której potrzebuję, by czuć się lepiej i zadbać o swoje zdrowie – zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Ćwiczenia pomagają również zwiększyć moją energię twórczą. A kiedy moja kreatywność jest na wysokich obrotach, staję się lepszym lekarzem, matką, przyjacielem, żoną i partnerem biznesowym.

Jaka jest Pani definicja piękna?

Dla mnie piękno to kwestia nastawienia. Kiedy nagrywaliśmy pierwszą reklamę telewizyjną mojej marki w 2019 roku, zadano mi właśnie to pytanie. I do dziś wierzę, że piękno jest kształtowane przez nasze osobiste nastawienie! Ponieważ piękno to coś więcej niż tylko nasza zewnętrzna „fasada”. Piękno to osobowość, charyzma, siła, pozytywność, autentyczność, wszystkie te cechy promieniują na zewnątrz z naszego wnętrza i przekładają się na nasze wyjątkowe, unikatowe piękno. I właśnie to chcę przekazać za pomocą mojej marki.

Możemy świadomie wpływać na nasze wewnętrzne nastawienie – na przykład dbając o zdrowie ciała poprzez mądre wybory: dietę o niskiej zawartości cukru, dobry sen i regularną aktywność fizyczną. Chcę inspirować ludzi, by podejmowali właśnie takie mądre decyzje, bo to, jak o siebie dbamy od środka, zawsze znajduje odbicie na zewnątrz. Równocześnie moja linia kosmetyków troszczy się o te drobne zewnętrzne aspekty – jak zmarszczki, tekstura skóry czy oznaki starzenia. To harmonijne połączenie: wewnętrzne i zewnętrzne piękno tworzą spójną całość. A tylko wtedy, gdy dostrzegamy obie te strony, naprawdę widzimy piękno.

(źródło: Douglas)

ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
11.06.2025 08:41
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość / Materiał Partnera
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
/ Materiał Partnera
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
/ Materiał Partnera
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
/ Materiał Partnera
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
Krzysztof Chwesiuk, MyAsia: Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość
Gallery

Krzysztof Chwesiuk, właściciel firmy MyAsia, 12 lat temu sprowadził do Polski koreańską markę Holika Holika. Dziś ma licencję na jej sprzedaż i reprezentowanie w całej Europie. Zainwestował w nowy magazyn, usprawnił procesy logistyczne, wprowadził też własną markę Moee i zbudował drugą nogę biznesu. Produkuje stoiska targowe i materiały POS z ekologicznego, recyklowanego kartonu. Rozmawiamy o tych inwestycjach, o pozycji marki Holika Holika w Polsce i na świecie, a także o konkurencji, która może być dobra.

Myślę, że trudno byłoby znaleźć w Polsce osobę, która – interesując się choć trochę kosmetykami – nie znałaby marki Holika Holika. Natomiast mało wiadomo o tym, jak marka trafiła do Polski i o firmie, która zbudowała tu jej pozycję. Proszę o tym opowiedzieć. Skąd wzięło się u Pana zainteresowanie koreańskimi kosmetykami?

Początki naszej przygody z marką Holika sięgają 2012 roku. Moja żona, która jest z wykształcenia biologiem, zauważyła, że w zachodnich mediach społecznościowych zaczęto pisać o kosmetykach azjatyckich, szczególnie koreańskich. Wyraźnie zaczął wyłaniać się z tych publikacji trend, moda na kosmetyki koreańskie. Korea słynęła – i słynie nadal – z kosmetyków profesjonalnych dedykowanych do zabiegów kosmetycznych oraz stosowanych na skórę po oparzeniach czy po inwazyjnych zabiegach. Ta dobra opinia przeniosła się też na marki dostępne w masowej sprzedaży. Kosmetyki koreańskie postrzegane były jako produkty jakości premium, ale w przystępnej cenie.

Podjęliśmy wówczas próby kontaktu z różnymi producentami koreańskimi. Otrzymywaliśmy od nich życzliwe odpowiedzi, ale z informacją, że rynek europejski nie jest w spektrum ich zainteresowania. Rynek azjatycki obejmujący region APAC, czyli kontynent azjatycki oraz kraje i terytoria leżące w regionie Pacyfiku, to był core ich biznesu. Jedyną firmą, która zainteresowała się naszą propozycją była firma Enprani, która jest właścicielem marki Holika Holika i później wszystko dość szybko się potoczyło. Właściciele marki stwierdzili, że skoro chcemy wprowadzać ją do obrotu i ponosić tego konsekwencje finansowe, to dlaczego mieliby tej współpracy nie rozpocząć.

Dziś sprzedajemy markę Holika Holika w całej Europie, jesteśmy oficjalnym dystrybutorem marki z uprawnieniami wyłączności na niemal wszystkie kraje Europy. Posiadam również licencje na znaki towarowe Holika Holika, wpisane do EUIPO. Jest to dużym ewenementem – dostaliśmy olbrzymi kredyt zaufania od producenta marki.

image
Materiał Partnera

Co daje posiadanie takiej licencji?

Nasza współpraca z Enprani nie polega wyłącznie na dystrybucji marki, ale również obsłudze formalno-prawnej. Reprezentujemy markę w sądzie w sprawach o naruszenie praw własności, czyli mówiąc wprost związanych z podrabianiem jej produktów. Mamy za sobą kilka spraw wygranych w Polsce i w Europie.

Licencja jest znaczącym dokumentem uwiarygadniającym podczas rozmów biznesowych. Partnerzy handlowi mają pewność że produkt, który wprowadzają do sprzedaży jest w stu procentach autentyczny i legalny. Licencja ułatwia nam też tworzenie i szybką akceptację materiałów marketingowych, prowadzenie kampanii reklamowych.

Bardzo mocno aktywizujemy nasze działania za granicą, współpracujemy z sieciami nowoczesnymi oraz z lokalnymi dystrybutorami. Posiadanie licencji na znaki towarowe bardzo pomaga nam w prowadzeniu biznesu w ten sposób. Dystrybutor, który z nami współpracuje, podpierając się licencją, błyskawicznie wprowadza Holikę do sieci handlowych i to powoduje, że sprzedaż na zagranicznych rynkach rośnie nam w znakomitym tempie.

Od kilku lat wystawiamy się także na targach Cosmoprof w Bolonii i w Dubaju. W ten sposób trafiają do nas klienci z całego świata.

Myślę, że ciekawe dla osób, które zerkają biznesowo w stronę Azji, jest to, czym charakteryzuje się współpraca z koreańskimi partnerami. Jaka ona jest?

Obecnie mamy z firmą Enprani rewelacyjne relacje, ale początki były trudne z tego względu, że występują dość duże różnice kulturowe już w samej formie komunikacji pewnych rzeczy, nawet w gestykulacji. Dlatego trzeba być uważnym w kontaktach, w sposobie prezentacji firmy i siebie, w prowadzeniu rozmów. Nie ukrywam, że intensywnie edukowałem się na początku, żeby nie popełnić żadnej gafy.

Dziś dużo firm z Korei Południowej ma dużo lepsze rozeznanie jeżeli chodzi o różnice kulturowo-biznesowe występujące pomiędzy Azją a Europą i łatwiej jest nawiązać z nimi współpracę niż było to 12 lat temu, gdy my rozpoczynaliśmy biznes. Obecnie, gdy prowadzimy rozmowy z właścicielami koreańskich marek, brane są pod uwagę przede wszystkim parametry biznesowe, kulturowe schodzą na dalszy plan, aczkolwiek w pewnych momentach mogą być kluczowe, gdy ktoś poczułby się urażony. Trzeba więc być przygotowanym na wielu płaszczyznach chcąc nawiązywać kontakty na rynkach azjatyckich.

Jaką pozycję ma marka Holika Holika w Korei?

Jest to marka znana, istnieje od 2010 r., ma swoją ugruntowaną pozycję i myślę, że można ją zaliczyć do top 15 najpopularniejszych marek. Rynek koreański jest jednak bardzo konkurencyjny. Powstało tam wiele konsorcjów z potężnymi zapleczami finansowymi, które wielokrotnie przewyższają budżety samej firmy Enprani, ale nie oznacza to, że jest to mała firma. Jako producent ma zasięgi na całym świecie, bardzo dużo sprzedaje do Stanów Zjednoczonych, do Japonii, ma ugruntowaną pozycję na rynku chińskim, pomimo tego, że ten rynek stał się dla Korei Południowej bardzo trudny ze względów politycznych. Widać to w statystykach – od 2022 roku następuje gradacyjny spadek dynamiki handlowej między Chinami a Koreą Południową, obecnie jest spory deficyt handlowy, w roku 2023 był on największy od 31 lat. Natomiast Korea Południowa prowadzi bardzo dużą sprzedaż w USA i jak wspomniałem Enprani ma tam rozwiniętą dystrybucję, a tym samym pozycję.

Co Pana zdaniem zadecydowało tym, że marka została tak dobrze przyjęta w Polsce? Ja zapamiętałam z początków Waszej działalności ogromny sukces przede wszystkim żelu aloesowego, którego opakowanie było intrygujące.

Lata 2012-2015 były dla nas czasem inwestycji. Reklamowaliśmy markę przez różne media. A przełom nastąpił w 2016 r. – zainteresowanie w Polsce budowane za pomocą marketingu, ale też dzięki partnerom biznesowym, którzy zaczęli podejmować z nami współpracę, spowodowało, że sprzedaż Holiki zaczęła szybko rosnąć. Równolegle nadal prowadziliśmy działania marketingowe, były to bardzo duże inwestycje, przeszliśmy przez wszystkie media reklamowe – od ulotek po największe stacje telewizyjne. Konsekwentnie budowaliśmy świadomość marki wśród użytkowników w Polsce.

Ciekawostką jest to, że dziś Holika Holika jest nie tylko marką koreańską, azjatycką, czyli wpisującą się w daną kategorię, w której następuje bardzo duży wzrost, ale przede wszystkim jest postrzegana jako mocna marka kosmetyczna osadzona w polskim rynku, ma swoich stałych odbiorców – konsumentów, którzy kupują jej produkty cyklicznie.

Jest to według mnie znaczący sukces. W portfolio raczej nie mamy żadnego produktu, który, mówiąc kolokwialnie, “wypalił się”, którego cykl życia na polskim rynku się skończył. To świadczy o dużej popularności marki oraz o świetnej jakości produktów.

Czy Holika jest w Waszym biznesie najważniejszą marką? Bo nie jedyną.

Nasza działalność koncentruje się przede wszystkim na marce Holika Holika, której jesteśmy wyłącznym i oficjalnym importerem. To właśnie od niej zaczęła się nasza pasja do koreańskiej pielęgnacji. Jednak dziś nasza oferta wykracza daleko poza jedną markę – w naszym portfolio znajduje się wiele innych, starannie wyselekcjonowanych koreańskich marek kosmetycznych, które dostarczamy naszym partnerom na rynku europejskim.

Działamy wyłącznie w modelu hurtowym, koncentrując się na dostarczaniu autentycznych koreańskich produktów do naszych partnerów w całej Europie. Zbudowaliśmy silną, rozległą sieć dystrybucji, obejmującą zarówno wyspecjalizowane sklepy, jak i większe sieci handlowe, drogerie oraz e-commerce.

Naszą misją jest dostarczanie kompleksowej oferty koreańskich produktów kosmetycznych – zarówno tych rozpoznawalnych globalnie, jak i niszowych perełek, które dopiero zdobywają popularność.

Jeśli ktoś szuka zaufanego partnera w zakresie dystrybucji koreańskich kosmetyków – zapraszamy do współpracy. Oferujemy nie tylko dostęp do szerokiej gamy oryginalnych produktów, ale też wieloletnie doświadczenie, wsparcie sprzedażowe i logistyczne oraz znajomość rynku K-Beauty od podszewki.

Koreańska pielęgnacja to nie trend – to przyszłość. A my jesteśmy gotowi, by dostarczyć ją tam, gdzie nasi partnerzy rozwijają swój biznes.

Wprowadziliście również swoją markę Moee.

Tak, Moee to nasza marka własna, którą produkujemy zarówno w Polsce, jak i w Korei Południowej. Docelowo będzie to również istotny koncept w naszym biznesie. W jej portfolio znajdują się już kosmetyki do oczyszczania i pielęgnacji twarzy. W kwietniu wypuściliśmy na rynek nową linię Moee Sun. Suchy spray i krem – oba produkty przeznaczone do twarzy i ciała z SPF 50 są produkowane w Korei.

Co jest hitem sprzedaży jeśli chodzi o markę Holika i jakie są dalsze plany dotyczące jej rozwoju?

W rejonie europejskim marka Holika specjalizuje się w pielęgnacji twarzy oraz w oczyszczaniu twarzy. To jest core naszego biznesu, który obejmuje te kategorie – kremy, żele, maseczki, serum, pianki, olejki do oczyszczania twarzy. Nowością są maseczki na bazie kolagenowej Holika Holika The Real Gel Mask Collagen – trzygodzinne albo całonocne, obecnie oferowane w czterech wariantach.

To właśnie te maseczki okazały się wyjątkowym sukcesem sprzedażowym, który statystycznie wydarzył się najszybciej ze wszystkich produktów, jakie wprowadzaliśmy na rynek europejski. W ciągu miesiąca zbudowaliśmy potężną bazę sprzedażową – co ciekawe najpierw na rynkach zagranicznych. Obecnie widzimy duże zainteresowanie nimi na polskim rynku, wprowadzają je do sprzedaży kolejne sieci.

Bestsellerem jest przeciwsłoneczny krem do twarzy i ciała SPF Waterproof Holika Holika Sun Gel. Żel aloesowy Holika Holika zawierający 99 proc. soku z liści aloesu, jest również bardzo dobrze sprzedającym się od lat na rynku polskim i zagranicznych produktem, podobnie jak maseczki na płachcie serii Pure Essence. Hitem okazały się również maski z serii The Real. Ogólnie posiadamy około 80-100 indeksów, które konsekwentnie bardzo dobrze radzą sobie na rynku europejskim.

Co można powiedzieć o trendach, które obecnie rodzą się w Korei. Jakie nowości mogą pojawić się wkrótce w Polsce?

Trendy wyłapujemy, jestem kilka razy w roku w Korei. Będziemy wprowadzać wkrótce kolejną nowość, niszowy, bardzo ciekawy koncept. Tak mogę odpowiedzieć na to pytanie (śmiech). Więcej już wkrótce.

Jakie są plany firmy związane z inwestycjami w marketing i reklamę?

Cały czas przeznaczamy na ten cel znaczne środki, do wydatków podchodzimy elastycznie w górę, czyli zakładamy, że możemy wydać więcej niż założyliśmy w rocznym planie. Inwestujemy w promocje organizowane z naszymi partnerami w sieciach drogeryjnych, aptecznych, sklepach internetowych. One realnie przekładają się na sprzedaż. Emitujemy reklamy świadomościowe w internecie. Nasza marka jest widoczna w popularnych programach telewizyjnych. Współpracujemy z dużymi agencjami reklamowymi, które koordynują działania influencerów. Wiele osób kupujących kosmetyki Holiki również samodzielnie tworzy materiały na ich temat – jest ich niezliczona ilość. Są to więc zakrojone na bardzo szeroką skalę wielopoziomowe działania marketingowe prowadzone stale. Ta aktywność spada jedynie w sierpniu, bo wówczas na cały miesiąc zamykamy firmę i wszyscy udajemy się na urlop, odpoczywamy.

Jak na Waszą firmę, ale też na całą kategorię, wpłynęło to, że coraz więcej firm sprowadza do polski kosmetyki koreańskie?

Szczerze? Nic lepszego nie mogło nam się przydarzyć. To jest dobra konkurencja, która buduje z nami rynek, świadomość wśród konsumentów tego, że istnieją azjatyckie, a szczególnie koreańskie, marki, że mają doskonałą jakość i są w dobrej cenie. Ta granica psychologiczna – ile można wydać na kosmetyk – jest bardzo istotna. W przypadku marek koreańskich konsument uzyskuje produkt premium w akceptowalnej dla niego cenie.

Jest wiele konkurencyjnych firm, które bardzo cenimy. Budują kategorię, świadomość produktów, inspirują konsumentów. Dzięki temu my również rośniemy. Konsekwentnie rok do roku zwiększamy sprzedaż w Polsce i Europie, a rozpoznawalność marki Holika Holika bardzo wzrosła.

Natomiast problemem jest to, że na rynkach polskim i zagranicznych pojawia się tzw. import równoległy. Ludzie wchodzą we współpracę z firmami. których siedziby znajdują się w Azji i sprowadzają produkty do Europy bez zgody producenta. Jest duża nieświadomość prawna tego typu działań. W myśl obowiązujących przepisów, jeśli ktoś wprowadza produkt do obrotu, staje się automatycznie osobą odpowiedzialną, czyli ciążą na nim określone obowiązki. Nie wspomnę o tym, że powinien mieć zgodę producenta na wprowadzanie produktu do obrotu – są różne obwarowania, producent może chcieć lub nie chcieć, aby jego produkty były sprzedawane na danym rynku, szczególnie gdy jest to producent spoza Unii Europejskiej. Takie incydenty niestety się zdarzają. Prowadzimy z naszą kancelarią prawną działania w całej Europie mające na celu ukrócenie tego typu praktyk.

Trzeba pamiętać, że w Europie obowiązuje regulacja EC 1223/2009 wraz z dyrektywami. Produkty muszą zawierać dozwolone składniki i w dozwolonych stężeniach. Jeśli ktoś nie ma odpowiedniej wiedzy i sprowadza kosmetyki właśnie w imporcie równoległym, nie dbając o te aspekty, nie działa ani na korzyść rynku ani na korzyść konsumentów. Kupując więc kosmetyki od dostawcy, hurtowni, trzeba zwrócić uwagę na źródło pochodzenia produktów i zezwolenia na dystrybucję.

Ile ludzi pracuje w Waszej firmie?

Nasz zespół liczy obecnie tylko 22 osoby – jesteśmy bardzo skuteczni. Za chwilę rozpoczniemy współpracę z zewnętrznymi osobami, które będą zatrudnione m.in. na rynku francuskim – jest on przez nas jeszcze niezagospodarowany, wymagający i dość hermetyczny. Mamy również swojego współpracownika w Korei. Jesteśmy w trakcie kolejnych rekrutacji.

Jeśli chodzi o Polskę – czy jest to już rynek przez Was w pełni zagospodarowany i tylko dochodzą nowe produkty do oferty, czy nadal budujecie dystrybucję?

Na polskim rynku zawsze jest coś do zrobienia (śmiech). Współpracujemy z sieciami nowoczesnymi, ze sklepami internetowymi, ale widzimy, że pojawia się bardzo dużo alternatyw – w tym nowych konceptów handlowych. Rozwija się półka kosmetyczna w aptekach i w ogólnie rozumianym mass-markecie, przybywa też nowych sklepów internetowych.

Polska jest bardzo wymagającym rynkiem, tu ciągle pracuje się na pełnych obrotach. Mnie to cieszy, bo ciągle są nowe wyzwania i jestem bardzo daleko od tego, żeby powiedzieć, że osiągnęliśmy na nim wszystko. Na pewno będziemy wprowadzać nowości oraz linie na wyłączność u nowych partnerów, ale nie mogę na razie podać szczegółów dotyczących tej współpracy.

Czy handel tradycyjny, w który marka Holika inwestowała wchodząc do Polski, jest nadal istotną częścią Waszego biznesu?

Rynek tradycyjny osłabł. Jest to dla mnie przykre, bo bardzo ceniłem ludzi, z którymi współpracowaliśmy, wielu z nich znałem osobiście. Niestety część tych biznesów poznikała. Najbardziej boli mnie przypadek drogerii Pigment…

Nadal oczywiście sprzedajemy do klientów działających na tym rynku, ale w mniejszym zakresie z powodów, które nie są zależne od nas.

Większość naszej sprzedaży przesunęła się do sieci nowoczesnych i do e-commerce. Co do własnego e-commerce’u, nie chcemy tworzyć konkurencji dla naszych klientów. Nasza strona myasia.pl pełni rolę informacyjną. Nie zajmujemy się dropshippingiem, współpracujemy z magazynami logistycznymi naszych klientów.

Ważnym odbiorcą są dla nas sieci aptek, gdzie sprzedaż marki Holika i kosmetyków w ogóle rośnie.

Współpracujemy też z mass-marketem, dyskontami, ale oferujemy w tym kanale wybrane produkty, nie powoduje to żadnych perturbacji jeżeli chodzi o rynek kosmetyczny. To dla nas ważne, bo Holika jest marką kosmetyczną, drogeryjną i taką ma pozostać.

Niedawno wybudowaliście nową siedzibę, magazyn. Jakim zapleczem obecnie dysponujecie i jakie daje to Wam możliwości biznesowe?

image
Materiał Partnera
Nasz nowy magazyn ma powierzchnię 1000 mkw., jest to magazyn wysokiego składowania, z kontrolowaną temperaturą, bezpyłowy. Produkty są przetrzymywane w znakomitych warunkach. Cała firma jest oparta o rozwiązania Comarch Optima. Wszystkie produkty są datowane, mamy kontrole nad datą produkcji, wejścia, wyjścia z magazynu ect. To są elementarne rzeczy, które pozwalają nam na obsługę klientów, którzy wymagają określonych danych przy wprowadzaniu produktu do sprzedaży. Biuro zajmuje 550 mkw.

Usprawniliśmy i zoptymalizowaliśmy procesy logistyczne. To ma bardzo duże znaczenie we współpracy z sieciami nowoczesnymi w Polsce i na świecie. Nowy magazyn umożliwia nam posiadanie dużego stocku magazynowego, który jest dostępny od ręki dla klientów. Oczywiście jakaś część zamówień zawsze jest w transporcie, ale możemy obecnie zabezpieczyć zapasy na znacznie większe zamówienia.

Dzięki tym inwestycjom możemy dostarczać do naszych obecnych i nowych odbiorców szerszą ofertę marek, którymi dysponujemy. Wspólnie możemy zbudować większą półkę produktów koreańskich. Core naszego biznesu to nadal marka Holika, natomiast mamy bardzo duże możliwości opierające się na ogólnie rozumianej redystrybucji produktów, które jesteśmy w stanie zaoferować klientom z rynku europejskiego.

Obecnie przygotowujemy się do rozbudowy magazynu o kolejne 300 mkw. oraz do budowy oddzielnego obiektu o powierzchni 6 tys. mkw., który będzie częścią naszego kompleksu biurowo-magazynowego i będzie związany z naszą drugą działalnością. Produkujemy materiały POS oraz zabudowy i stoiska targowe z ekologicznych, recyklingowanych, kartonów komórkowych.

Brzmi to intrygująco, proszę powiedzieć więcej.

image
Materiał Partnera

Zaledwie w dwa lata zbudowaliśmy park maszynowy, który pozwala nam na produkcję materiałów POS z kartonów komórkowych i obecnie będziemy tę działalność rozwijać przenosząc ją do oddzielnego obiektu.

Kartony sprowadzamy ze Szwecji, spełniają one wszystkie normy środowiskowe. Wykonujemy z nich wszelkiego rodzaju standy, ekspozytory, dekoracje sklepowe, wyposażenie i dekoracje biur, wyposażenie galerii handlowych, ale także meble, np. lady recepcyjne i zabudowy stoisk targowych. Są to zaawansowane rozwiązania technologiczne, właściwie ogranicza nas tylko wyobraźnia.

Wykonane przez nas POS-y – standy, ekspozytory – funkcjonują już na rynku, wspieraliśmy nimi sprzedaż Holiki. Zbudowaliśmy w tej technice także nasze stoisko na targi w Bolonii, bardzo ciekawe, którego centralnym punktem było wycięte z kartonu drzewo. Takie stoiska targowe budujemy od trzech lat dla siebie, ale też dla innych firm, również z branży kosmetycznej.

Materiały użyte do produkcji są ekologiczne, w 100 proc. nadające się do recyklingu, można je ponownie użyć robiąc z nich np. kartony do pakowania towarów. Stoisko targowe można złożyć i wykorzystać ponownie – jedna z firm, dla której wykonaliśmy zlecenie, już kilkukrotnie wykorzystała tę samą zabudowę na targach. Oszczędność na kosztach targowych jest potężna.

Jest to również bardzo lekkie rozwiązanie, zabudowa waży 400 kg. Całe stoisko można przewieźć zwykłym busem/plandeką o wadze do 3,5 tony.

Myślę, że warto powiedzieć o tym, że nasze koszty udziału w targach Cosmoprof zostały zredukowane także w związku z tym, że nie zostawiliśmy po sobie praktycznie żadnych odpadów, z którymi organizator miałby kłopot.

Technologia, którą się posługujemy, jest bardzo innowacyjna i przyszłościowa. W Stanach Zjednoczonych są sklepy premium, w których całe wyposażenie, np. szafki na ekspozycje torebek czy biżuterii, robi się z kartonu. Instalacja nie wymaga technicznego sprzętu, można wszystko przewieźć i wnieść samemu. Potrzebujesz zbudować concept store, zmienić wygląd sklepu na dany sezon, lub na jakiś okazjonalny event – zrobisz to w kilka dni.

Ile trwa realizacja, na przykład stoiska targowego?

image
Materiał Partnera

Dla jednego z klientów zrealizowaliśmy ostatnio cały proces –- od momentu rozpoczęcia rozmów, projektowania po dostarczenie na targi i montaż – w 10 dni. Sama produkcja trwała kilka dni. Było to stoisko targowe o powierzchni ponad 30 mkw.

Było to możliwe dlatego, że cały park maszynowy znajduje się w jednym miejscu i projekt powstaje u nas od a do z. Dysponujemy również własnym transportem.

Działa Pan od wielu lat na rynku jako przedsiębiorca. Ciekawa jestem Pana opinii – jak prowadzi się biznes w Polsce? Dobrze, źle? Co Panu przeszkadza?

Nam prowadzi się biznes dobrze. Firma się rozwija. Zdarzają się różne potknięcia wynikające ze współpracy z partnerami, ale w cywilizowanym świecie takie sytuacje po prostu się rozwiązuje. Nie mamy problemów formalnych, prawnych, relacyjnych – jest proza życia. Kiedyś zawodowo podróżowałem po miejscach, w których większość z nas nie miała szansy być i biorąc pod uwagę te doświadczenia, uważam, że naprawdę nie mamy w Polsce na co narzekać.

Jedyne, co mnie naprawdę frustruje, to regulacje unijne dotyczące kosmetyków. Zastanawiam się, czy wprowadzane zmiany na pewno mają na celu interes konsumenta, czy raczej cel ekonomiczno-polityczny realizowany na potrzeby korporacji, w celu ograniczenia konkurencji małych i średnich firm. Mam wrażenie, że niektóre regulacje są wprowadzane jedynie po to, aby biznes skomplikować, bo nie mają przełożenia na jakość czy bezpieczeństwo produktów. Śledzę wszystkie zmiany wprowadzane na europejskim rynku na bieżąco, zarazem widzę, co robi świat – Stany Zjednoczone, czy Azja i mam wrażenie, że efektywnie ograniczamy własną konkurencyjność, co jest paradoksem. Nie jestem w stanie zrozumieć podejmowanych decyzji w tym zakresie.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
StoryEditor
Wywiady
10.06.2025 15:38
Marcin Detko, Drogerie DM: Do końca roku chcemy mieć około 80 sklepów
Marcin Detko, Dyrektor Obszaru Ekspansji w Polsce Drogerii DMDM mat.pras.

Jak wygląda rozwój sieci Drogerii DM w Polsce oraz plany ekspansji? W których regionach kraju znajdziemy najwięcej sklepów tej sieci i jak wyglądają plany DM odnośnie stolicy? Na pytania redakcji Wiadomości Kosmetycznych odpowiada Marcin Detko, Dyrektor Obszaru Ekspansji w Polsce Drogerii DM.

Piąty sklep DM, otwarty niedawno w Warszawie, traktuję jako mini-jubileusz w stolicy. Jest to jednocześnie 58 placówka sieci w Polsce. Proszę powiedzieć, jak wygląda ta "geografia" kolejnych otwarć? Czy nadal najwięcej drogerii będzie otwieranych w Polsce Zachodniej?

W 2022 roku, gdy wchodziliśmy do Polski, rzeczywiście koncentrowaliśmy się przede wszystkim na południu. To była naturalna konsekwencja tego, że nasze biura, tzw. homebase, mieści się we Wrocławiu, a my pracujemy w zespole międzynarodowym i wiele koleżanek i kolegów na co dzień mieszka w Niemczech. Był to także niezbędny etap do tego, by codziennie osobiście “dopieszczać” nasze sklepy, zadbać o ich wysoki poziom i postawić wysoko poprzeczkę. 

Teraz swobodnie i z mocnym przekonaniem dobrze wykonanej pracy rozwijamy się w kolejnych regionach. Konsekwentnie umacniamy się także w Polsce Centralnej i Zachodniej. Jak już wcześniej mówiliśmy, szczególnym rynkiem w naszej strategii, poza stolicą, pozostaje Łódź, gdzie wkrótce pojawią się nowe placówki. 

Oczywiście nadal też będziemy się umacniać we Wrocławiu, gdzie do końca roku ma działać aż dziewięć sklepów.

Czy planujecie pojawienie się w jakimś nowym regionie Polski, gdzie was jeszcze nie ma?

Przede wszystkim Poznań będzie takim miastem, w którym jeszcze w tym roku zaznaczymy naszą obecność.

Jakie są dalsze plany co do rozwoju w Warszawie? Ile drogerii będziecie chcieli mieć tu docelowo, przynajmniej patrząc z perspektywy 2025 roku?

Bardzo intensywnie pracujemy nad kolejnymi lokalizacjami w stolicy i zapewniamy, że to nie jest nasze ostatnie słowo, dopiero nabieramy tempa. Na tym etapie jest jednak za wcześnie, żeby mówić o konkretach. Będziemy o nich informować, jak tylko zamkniemy stosowne formalności.

Zobacz też: W Warszawie działa już piąta drogeria DM. Byliśmy na jej otwarciu! [FOTORELACJA]

Ile zakładacie otwarć do końca tego roku?

Do końca roku chcemy mieć około 80 sklepów, ta liczba oczywiście jest uzależniona od wielu czynników zewnętrznych, na które nie mamy wpływu, ale ze swojej strony jesteśmy gotowi, by dowieźć ten wynik. Już dziś podpisanych mamy kilkadziesiąt umów na kolejne dwa lata i codziennie zespół ekspansji pracuje nad nowymi.

Jakiej wielkości miejscowości preferujecie, jeśli chodzi o nowe lokalizacje? I czy ilość Rossmannów, operujących w okolicy, ma znaczenie?

Kierujemy się przede wszystkim potencjałem handlowym danej lokalizacji, a wielkość miejscowości ma tu drugo-, a nawet i trzeciorzędne znaczenie. Najchętniej szukamy miejsc w pobliżu operatorów spożywczych i z wygodnymi parkingami. Interesują nas parki handlowe, centra handlowe, gdzie nasze sklepy zostały dobrze przyjęte, jak np. w Pasażu Grunwaldzkim we Wrocławiu. Ważną rolę odgrywa także powierzchnia – utrzymanie jej na poziomie ok. 600 mwk. pozwala nam zachować odpowiednio wysoki standard wyposażenia sklepu, który wynika z naszej klientocentrycznej filozofii w podejściu do budowania całego doświadczenia zakupowego.

Nie boimy się konkurencji w bliskim sąsiedztwie, wierzymy, że wciąż jest miejsce dla kolejnego gracza na polskim rynku. Oczywiście to jest jakiś rodzaj wyzwania, ale zastanówmy się, o ile prościej będzie dla klienta zdecydować, w którym sklepie woli robić zakupy, jeśli kryterium wyboru będzie realna przewaga konkurencyjna, a nie nasycenie sklepów jednej marki w okolicy?

Marzena Szulc
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
22. czerwiec 2025 16:01
OSZAR »